Prokastynacja i zaprogramowanie na lenistwo

Prokastynacja i zaprogramowanie na lenistwo

„Jutro zrobię, to. Zrobię tamto.” – czyli mówienie innym o tym, co masz do zrobienia.Ten podszept jest bardzo szczwany, bo jest bardzo często akceptowaną formą stawiania postanowień – mówienie o nich innym. Często widujemy na FB ,,zrobię to a tamto, a potem…”. Niestety może Ci zejść trochę czasu, zanim złapiesz się na tym samo-oszustwie. Diabełek szepcze ci do ucha: ,,Powiedz o tym komuś. Podziel się z innymi.” Zazwyczaj jesteśmy tak podekscytowani swoim pomysłem, że uzewnętrzniamy nasze intencje najpierw w postaci słów. Bo przecież łatwiej mówić, a trudniej zrobić, co nie? Gadasz więc o tym ze znajomymi i nakręcasz się postawionym sobie celem. Żyjesz jego wyobrażeniem. Ale dopóki nic z tym nie zrobisz można spokojnie powiedzieć, że jest to tylko iluzja celu.
Przy okazji rozprawiania się z tym diabełkiem opowiem Ci historię trzech osób.
Marzyciel, pracuś i leń

Jako pierwszą chcę Ci przedstawić Olę. Ma długie blond włosy i zielone oczy, przeciętny wzrost. Jest nawet niebrzydka Ola bardzo, ale to bardzo, chce zgrabnie wyglądać. W drodze do pracy i z powrotem do domu, gdy widzi dobrze wyglądające kobiety marzy o tym, że też będzie tak wyglądać. Naturalnie, po jakimś czasie takich marzeń stawia sobie wreszcie postanowienie „Ja też będę tak wyglądać!”. Zaczęła oczami wyobraźni widzieć, jak to po pochodzeniu przez pewien czas na siłownię i fitness nabrała odpowiednich linii, straciła klika centymetrów w pewnych miejscach. Iście piękna wizja. Podekscytowana tą wizją końcową, idzie w końcu na fitness. Idzie ponownie. I ponownie. I…

Jednak zanim dokończę jej historię, przedstawię Ci następną osobę. Poznaj Magdę. Magda ma włosy koloru kasztanowego i niebieskie oczy. Ze wzrostem i ogólną urodą też nie ma problemu. Ale, jak większość ludzi, nie jest zadowolona ze swojego wyglądu. Bardzo często spoglądając na inne kobiety, a szczególnie te które mają figury, jakiej im zazdrości, wyobraża sobie, jak chodzą na siłownię czy fitness. Wyobraża sobie, jak wykonują różne ćwiczenia, ile potu i poświęcenia dojście do takiej figury wymaga. Jedna seria ćwiczeń, druga seria ćwiczeń. Raz za razem. Dzień za dniem. Od razu widzi, że nie jest to łatwe. Ale jej chęć posiadania takiej figury wzmacnia się. Wyobrażenie sobie tych trudów, na przekór jej oczekiwaniom wcale nie osłabia jej motywacji, a zaskakująco ją wzmacnia. Postanawia pójść na fitness. Ćwiczy, ćwiczy, dzień za dniem tak jak sobie wyobrażała. I …

Tutaj ponownie przerwę i pozostawię Cię w zawieszeniu, żeby opowiedzieć Ci historię trzeciej osoby. Poznaj Kasię. Kasia w przeciwieństwie do Oli i Magdy nie czuje potrzeby chodzenia na siłownię i osiągnięcia takiej figury, o jakiej marzą pozostałe dwie. Mniejsza o powody. Po prostu nie marzy o tym i dlatego nie poszła na fitness.

Jakie jest zakończenie historii Oli i Magdy? Przenosząc się 3 miesiące do przodu, po noworocznych postanowieniach, możesz zobaczyć następujący widok: Magda siedzi na fitnessie i nadal ciężko ćwiczy, ale widać uśmiech na jej twarzy. Nie koniecznie dlatego, że widzi jakieś oszałamiające efekty. Ale za to widzi postęp. Coś się ruszyło. Waga przestała szybować w górę. Już widzi jakieś pierwsze efekty.

Gdzie jest Ola? Ola, po pierwszych kilku tygodniach, bardzo szybko zauważyła ogromną przepaść pomiędzy swoim wyobrażeniem wspaniałego wyglądu, a tym co widzi w lustrze. Tyle się narobiła, a cel nadal tak daleko. Efekt? Nie ma sensu ćwiczyć. Bo po co? Przecież efekt mierzy tym czy osiągnęła cel czy nie. A skoro cel nie osiągnięty, to uznała, że postępu nie ma.

Jaki będzie efekt u trzech Pań po roku, nie trudno sobie wyobrazić.

Być może jesteś facetem i nie bardzo potrafisz się do tych historii odnieść. Ale uwierz mi, że takie same mechanizmy działają także na mężczyzn. W przykładzie użyłem akurat kobiet, bo w eksperymencie psychologicznym, który ubrałem w te trzy historie, badane były akurat kobiety.

Niezależnie od tego najprawdopodobniej wyobrażasz sobie, jak to już będzie, gdy osiągniesz cel i wtedy…
…umysłowi bardzo często wystarczy sama iluzja osiągnięcia celu

Wystarczy, żeby uznał, że już to zrobiłeś. A skoro zrobiłeś, to przecież już nie musisz. A ze zrobiłeś, to w wyobraźni, a nie rzeczywistości…? Co za różnica? Jak to, co to za różnica?-  możesz zapytać.

Bo widzisz, Twój umysł nie rozróżnia za bardzo tego, co sobie wyobraziłeś, że masz zrobione, od tego co rzeczywiście zrobiłeś. Nie wystarczy, że wizualizując sobie sukces, a sam do Ciebie przyjdzie. To Ty musisz do niego przyjść. Rzeczy takie jak w ,,Sekrecie” są technikami dla leniwych i naiwnych

Przedstawione wcześniej trzy historie to jedynie obrazowe przedstawienie mechanizmów potwierdzone w badaniach, gdzie badano 3 grupy (w tym jedną standardowo kontrolną).

Jedna grupa osób wyobrażała sobie efekt końcowy swoich ćwiczeń na siłowni i aerobiku – jak to będą wspaniale wyglądać i jakie zdrowie będą mieć. Natomiast, druga grupa wyobrażała sobie, jak chodzi na tą siłownię i jak ćwiczy aerobik, bez skupiania myśli na efekcie końcowym.

A teraz zastanów się nad swoim przypadkiem. Jak się najczęściej dzieje, gdy mówisz komuś, że chcesz coś zrobić? Tak jak u Oli, pojawia się się zapewne marzenie, jak by to było gdybyś miał to ,czy owo. A potem tak Cię ekscytuje ten pomysł, że rozpalasz swój ogień pożądania. Podjarany wizją, bo nie możesz utrzymać tego w sobie, mówisz o tym znajomym. A tak właściwie, to się chwalisz, co zamierzasz i co osiągniesz. Bo przecież wszędzie się pisze i mówi, że aby coś osiągnąć trzeba to coś, ten cel, dobrze zdefiniować. Ale jednocześnie, wizja efektu końcowego zaczyna władać twoim umysłem. Wszczepia Ci pewna incepcję.

Jakie były efekty i różnice? Jak myślisz? Zatrzymaj się z czytaniem na chwilę i spróbuj sobie odpowiedzieć na pytanie: Co się stało po zakończeniu eksperymentu?

Otóż doszło do bardzo ciekawej sytuacji. Osoby, które ciągle wyobrażały sobie efekt końcowy powróciły do swojego normalnego życia. Zadziałało tutaj zwyczajne zniechęcenie? Tak naprawdę zadziałało coś odrobinę innego, lecz niestety bardzo zwodniczego. Zadziałał diabełek. Ich umysły zostały przez niego przekonane, że cel został osiągnięty, więc nie muszą nic więcej robić. Po prostu zadowoliły się niebieską pigułką. Może i były szczęśliwe, ale nic właściwie nie zmieniły na lepsze.

Za to osoby, które wizualizowały sobie samo działanie, nie skupiając myśli na celu, w ostateczności zaczęły rzeczywiście chodzić na siłownię! I to one rzeczywiście posunęły się do przodu w realizacji celu zdrowotnego.

W świetle tego co się słyszy wokoło, jak to trzeba sobie porządnie wyobrazić cel, wydaje się to paradoksalne, co nie?

Co z tego wszystkiego wynika odnośnie ustalania celów?

Oczywiście nie namawiam Cię, abyś zrezygnował z obierania sobie celów. Za to namawiam Cię, abyś po ich ustaleniu wyobraził sobie, tak bardzo, jak potrafisz poszczególne kroki, a szczególnie te najbliższe. Najlepiej, jak sobie wyobrazisz cały wysiłek i czas, jaki chcesz włożyć w codzienne przemierzanie drogi. Po co? Mając świadomość tego, jaki wysiłek i jaki test siły woli Cię czeka, będziesz niejako zaszczepiony przed rzeczywistym wysiłkiem. Nie zaskoczy Cię, ile tego wysiłku naprawdę będziesz musiał włożyć i dzięki temu nie doznasz szoku, który może się przyczynić do rezygnacji. Ale pamiętaj, że nie chodzi o zupełne obrzydzanie sobie tego, co chcesz robić. Tutaj celem jest realistyczne wyobrażenie sobie tego, co na Ciebie rzeczywiście czeka. Stąd właśnie warto robić pewne rzeczy na próbę i przetestować, jak to może wyglądać.

Być może, jest to świetna strategia do uzupełnienia techniki Implementacji Intencji – wyobrażenia sobie sytuacji „jeżeli… (będę chodził na siłownię), to …(będę zdrowszy)”. Może to być coś w rodzaju zapłonu motywacyjnego, wzmacniającego późniejsze podjęcie programu „jak zjem obiad, to pójdę na siłownię, to… będę zdrowszy”? Tak postawionym pytaniem, zachęcam Cię do wspólnego testowania.

« Siła woli wodzona na „nicnierobienie” – diabełek nr 1: Źle rozumiane priorytety » Czy się nam uda? Tak, uda się nam! – Mowa wewnętrzna i auto motywacja.

Całe szczęście, że w zakończeniu napisałeś o tym, żeby stawiać sobie cele, ale od razu się „szczepić” wymyślaniem sposobu dojścia do celu. Kiedy pracuję nad projektem graficznym _muszę_ dość szczegółowo wyobrazić sobie cel. Bez tego nie miałabym po co siadać do pracy

Ale faktycznie najgorszy jest okres, kiedy w głowie mam gotowy projekt, a to, co widzę na kartce/w komputerze jest od niego odległe o lata świetlne. Faktycznie, dobrze jest wyobrażać sobie, że siedzę z wzornikiem i dobieram kolory, albo cierpliwie edytuję węzełki w wektorowych obiektach. To pomaga, bo od pomysłu do efektu końcowego jest wiele godzin siedzenia i żmudnego poprawiania detali, tudzież wprowadzania poprawek zgłoszonych przez klienta.

Czytałam parę poradników, które zalecały wyobrażanie sobie celu ze wszystkimi możliwymi szczegółami i myślenie o tym w czasie teraźniejszym. Więc ok – spróbujmy:
Jestem na tropikalnej plaży pokrytej drobnym, białym piaskiem, na zabójczo niebieskim niebie ani jednej chmurki, siedzę pod palmą, sączę drinka z parasolką, na skórze czuję lekki powiew wiatru, a z czystego, szmaragdowego morza wyłania się ciemnoskóry tubylec z tatuażami (przypomniała mi się reklama jakiegoś batonika ). No dobra. Mogę sobie pofantazjować na temat tego, co tubylec zrobi po wyjściu z wody i odczuć chwilową satysfakcję albo załamać się, bo perspektywa takich wakacji jest odległa o lata świetlne. Zresztą i tak nie lubię tropików, leżenia na plaży i drinków z parasolką. Ale w wyobraźni już tam byłam, już to przeżyłam i mi wystarczy

W tym momencie wystarczy już poznać siebie samego i w jakich sytuacjach i w jakie sposoby się prokrastynuje/zwleka i na każdy taki scenariusz przygotować sobie Implementację Intencji.
Oczywiście najpierw samo poznanie wymaga założenia sobie dzienniczka prokrastynacji, a potem nauka zauważania na żywo tego co najczęściej się w nim zapiało. I tak nawyk po nawyku po kolei się wyplenia. Wymaga to czasu, ale jest opłacalne.