Analiza tożsamości, czyli przegląd samego siebie

Analiza tożsamości, czyli przegląd samego siebie

Przez całe swoje życie każdy z nas próbuje odnaleźć cechy, dzięki którym możemy się samookreślić. To, kim jesteśmy, definiuje nasze przyszłe życie i umożliwia ocenę przeszłego czasu w naszym życiu. Tożsamość jest naszym źródłem spełnienia, naszym celem i motorem w życiu. Analizując nasze próby samookreślenia, można dojść do wniosku, że na pozór nie mamy z tym problemu. Mamy określoną narodowość, pełnimy różne funkcje społeczne i zawodowe. Szanujemy określone wartości i na tej podstawie tworzymy swój kodeks honorowy, który determinuje nasze życie. Złożoność i odmiany tych funkcji, które pełnimy, powoduje, że każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy określone wykształcenie, pełnimy sprecyzowaną funkcję w społeczeństwie, jesteśmy członkiem rodziny i często sami tworzymy rodzinę. Nasza praca zawodowa podlega określonym rygorom, dzięki czemu określa i determinuje nie tylko nasze życie zawodowe, ale i prywatne. W naszych oczach pojawia się hierarchia, którą w życiu zawodowym lub prywatnym możemy kroczyć, a kolejne szczeble tej drabiny możemy traktować jako stopnie rozwoju osobistego. Skutecznie i systematycznie budujemy swoją tożsamość. Po czym na każdego z nas przychodzi ta jedyna, konieczna chwila w naszym życiu. Umieramy-bo nikt nie jest nieśmiertelny. Nasze życie cały czas podlega zmianom, więzi społeczne ulegają przekształceniu i zamianie na inny tryb relacji, praca zawodowa również nie jest stałym elementem w naszym życiu. Trudno nam wyłapać jeden stały element, który niezależnie od warunków, w jakich jesteśmy, dałby nam możliwość statecznego i dokładnego określenia samego siebie.

O zjawisku tożsamości mówimy wtedy, gdy nie tyle konfrontujemy opis nas samych z własną istotą, ile ten opis wytwarzamy. Jest on pochodną relacji do świata zewnętrznego, do jego przejawów i zjawisk. Relacja ta zawiera nasz ruch, intencje oraz cel naszych działań. Ruch przejawia się w czynach i pozostawionych dziełach, intencje swe źródło mają w świecie myśli oraz uczuć, a cel działań jest pochodną naszych ambicji. Nasz opis tworzymy, dlatego że zmieniamy położenie względem świata, a wychwyconą zmianę traktujemy jako kolejną część trudnej układanki o nas samych. Tylko będąc w ruchu, jesteśmy w stanie wytworzyć wiedzę o nas samych.

Portret nas samych jest nam potrzebny tylko wtedy, gdy musimy zaadresować nasze potrzeby-zawodowe, społeczne itp. Jest to rodzaj adresu, który jeśli jest skonkretyzowany, przyciągnie zainteresowane osoby, a przez to i zdarzenia. Do jakiej rozgrywki wewnątrz nas potrzebujemy tej tabliczki znamionowej? Czy coś, co podlega ciągłym zmianom, może być dla nas pewnym drogowskazem, gdy szukamy samych siebie? Czy coś, co jest wytwarzane, może być tożsame z tym, co wytwarza? Ilość pytań o wewnętrzne kryterium tożsamości jest bardzo nikła, a ich siła mizerna. Zostaje zagłuszona wyszukiwaniem coraz to nowych, zgodnych z obowiązującym trendem portretów. Wartość człowieka sama w sobie jest tak ulotna, że przestajemy o to pytać.

W akcie poznania mamy zdolność oddzielania od siebie tego, co poznajemy, a przez to umiemy to określić i nazwać. Nadajemy temu ważność według akceptowanych przez nas norm. Skutkuje to próbą utożsamienia się z tym, co cenimy najbardziej, chociaż nikt z nas tym nie jest, bo przecież to, co na zewnątrz nas jest, nie może być tym, co wewnętrznie stanowi o naszej istocie. Brak konsekwencji, a może brak odwagi powoduje, że mamy problem z własną tożsamością. Budujemy i ustanawiamy do życia całe państwa, cenimy więzi lokalne, powołujemy religie i systemy technologiczne. W zamian otrzymujemy produkty, dzięki którym dopełniamy naszą tożsamość. Im więcej wątków nas opisuje, tym pewniej się czujemy. Szukamy pewnego i bezspornego oparcia w statycznym opisie naszego życia i nas samych, jako poszczególnych jednostek. To, co wytwarzamy, ma nam dać legitymizację naszych pragnień. Normy moralne i etyczne mają nam zapewnić bezpieczeństwo i stabilną wegetację. Pragnienie to jest tak olbrzymie, że na przełomie czasów struktura naszego cywilizowanego świata mocna się rozszerzyła i umocowała w swoich fundamentach. Choć idea była szczytna, to niesmak po niespełnieniu dalej pozostaje. Nic, co stworzyliśmy do tej pory, nie dało nam satysfakcjonującej odpowiedzi na najważniejsze dla nas pytanie-kim jesteśmy i skąd pochodzimy. Różnica obecna w naszym poznaniu skutkuje tym, że trudno nam będzie dotrzeć do naszej istoty, bo w tym, co poznajemy, nie odnajdujemy esencji i tym samym nie zaspokajamy naszego pragnienia tożsamości. Dostrzegamy tylko pewne właściwości, które są dla nas co najwyżej relatywne.

Próbujemy posiłkować się naszymi zmysłami i intelektem. Esencji odnaleźć nie możemy, dlatego w naszym życiu dominuje tożsamość wtórna-społeczna, mentalna, fizyczna oraz statystyczna-jesteśmy wiązką informacji na podstawie naszych identyfikatorów, np. Nip, Pesel itd. Tym, co codziennie buduje naszą samoświadomość, jest nasze ciało. Niepowtarzalne, wyjątkowe, dzięki niemu możemy się odróżnić od innych jednostek w naszym społecznym mrowisku. Dbamy o nie, pielęgnujemy je, wydobywamy na wszelki sposób jego blask, choć zdajemy sobie sprawę, że jest to tylko światło odbite. Nie panujemy nad oddechem, bo wykonujemy tę czynność bezwiednie, a krążenie krwi decydujące o naszym życiu pozostaje poza naszym codziennym wpływem. Mnogość procesów chemicznych w naszym ciele wykracza poza zdolność naszego rozumienia, a mimo to próbujemy się z naszym ciałem utożsamić, bo przecież nie jesteśmy w stanie na chwilkę z niego wyjść i wskoczyć w inne. Zadając sobie pytanie o to, czym jest nasze ciało, możemy się spodziewać, że te relacje będą naruszone. Bo czym jest nasze ciało-sercem, śledzioną, jelitem grubym?

Tożsamość mentalna ma swoje korzenie w uświadomieniu sobie przez człowieka mocy własnego intelektu. Od czasów Kartezjusza, akt myślenia stał się na tyle ważny, że zaowocował usystematyzowaniem tego, co z aktu myślenia wynika najcenniejszego-wiedzy. Niestety, nadzieje pokładane w nauce, która w bardzo szczegółowy sposób próbuje opisać człowieka, nie dają oczekiwanego rezultatu. Nie dysponuje bowiem ona żadną definicją człowieka, która miałaby na tyle uniwersalne przesłania, żeby każdy z nas, bez żadnych obaw, mógł się z nimi utożsamić. Na domiar złego, naszą wypracowaną tożsamość chcemy zachować nawet po naszej śmierci. Kult bohatera, przechowującego w sposób ponadczasowy swoje cechy i osiągnięcia przepełnia naszą kulturę. Poezja, literatura, religia, sztuka, kultura, tradycja-mnogość form wyrazu świadczy o sile tego kultu i pozycji w naszym świecie.
Szukanie własnej tożsamości nie powinno odbywać się poprzez ruch, ale poprzez spoczynek, bo tylko w niezmiennym środowisku możemy odnaleźć satysfakcjonującą odpowiedź.

Jak pytać o siebie samego? Pytanie to nie tylko nie jest proste, ponieważ do tej pory nikt nie znalazł dobrej odpowiedzi, ale nie jest również banalne, bo odkrywa sedno problemu. Pytanie „kim jestem” zawiera założenie, że jesteśmy indywidualną jednostką, o pewnych autonomicznych cechach, które powinny nas definiować. Dlatego szukamy własnej tożsamości, wierząc w sens zadanego pytania. Problem jest głębszy, niż by się mogło wydawać, ponieważ z niewiadomych przyczyn zmuszeni jesteśmy do szukania własnej tożsamości (nie nabywamy jej z przysłowiowym mlekiem matki), bo ta nie zawiera się w wiedzy o nas samych. Albo nasze poszukiwanie nie były dotąd efektywne i stąd brak rezultatu, albo pochodzimy z dziwnej „otchłani”, której nie sposób nazwać i określić. Pierwsza przesłanka nawiązuje do naszej zdolności określania otaczającej nas rzeczywistości, druga nawiązuje do braku świadomości własnych narodzin. Wniosek może być smutny, bo nie dość, że nic nie wiemy o swoim źródle, to nie potrafimy wyłowić esencji w tym, co widzimy i próbujemy opisać. Może dlatego, że szukając esencji, próbujemy się zadowolić pewnymi cechami, właściwościami wyodrębnionymi w procesie poznania i nadać im swoistą spójność wypełniając własną istotę. Przekonanie to ma umocowanie w poglądzie, że każda istota jest odseparowana od swego źródła, a wiedza o tym, co cząstkowe, może zagospodarować tę pustkę.

To pytanie o nas samych rozpoczyna błędne koło-nieustannie toczące się i zbierające żniwo własnej niekompetencji. Z jednej strony próba usadowienia człowieka na sztywnej konstrukcji i przypisywanie mu niezależnych ontycznie cech kończy się porażką, zawodem i rozgoryczeniem. Z drugiej strony próba bagatelizowania tego problemu, kończy się wartościowaniem relatywnym, które nic nikomu nie mówi.

Błędne koło ma swój początek w momencie, gdy w uzyskaniu wiedzy o otaczającym nas świecie człowiek uświadomił sobie, jaką odgrywa rolę. Rolę nie tylko tego, który w zadufaniu w swe siły może zmieniać rzeczywistość, nie tylko tego, który w swej wspaniałomyślności uzyskuje odpowiedź na zadane pytanie, ale tego, który jest w stanie zadawać pytanie o świat, nie mogąc pominąć swego w nim udziału.