Kilka patentów na uczenie dzieci wartości pieniądza

Kilka patentów na uczenie dzieci wartości pieniądza

Mamoooo… kupimy te klocki? Mamooo… kup mi takie dinozaury! Mamooo… chciałbym takie tory! „To sobie kup!” aż chciałoby się powiedzieć, tylko za co Tosiek miałby sobie owe klocki, dinozaury czy inne tory kupić?

No zasadniczo za pieniądze oczywiście, ale czy pięciolatek powinien już mieć swój budżet? W zasadzie mógłby dostawać pierwsze kieszonkowe wszak liczy już nieźle, ale nie sztuka dać. Sztuką jest dać i nauczyć korzystać rozsądnie.

Pewnie łatwiej będzie mówić o zasadach rozsądnego zarządzania pieniędzmi rodzicowi, który sam takich zasad się trzyma. Osobiście jestem marnym specjalistą w tej dziedzinie, ale lata dziennikarskich doświadczeń nauczyły mnie m.in. tego, że jak nie jesteś ekspertem w temacie, najpierw musisz go poznać – dobry reaserch to podstawa sukcesu.

1… 2… 3… 5… 6… wróć

Pierwsze pieniądze daj dziecku dopiero, kiedy będzie umiało choć trochę liczyć. To dość sensowna zasada, bo trudno oczekiwać od malucha, że poczuje wagę sytuacji, a raczej wartość banknotu z narysowanym królem – wszak to tylko papierka kawałek.

Nie tylko świnka z dziurką

Utarło się, że skarbonka ma kształt świnki i jest porcelanowa. Oczywiście wcale tak nie musi być. Pierwsza skarbonka Waszej pociechy może być zrobiona nawet ze słoika ozdobionego przez dziecko. Myślę, że zaletą słoika jest to, że jest przezroczysty – dziecko widząc, że pieniędzy przybywa ma motywację do dalszego oszczędzania. Pojedyncza moneta wrzucana w czeluści skarbonki znika z oczu i w zasadzie nie wiadomo co się z nią dzieje.

ILE?

Wysokość kieszonkowego to bardzo indywidualna sprawa. Musimy wziąć po uwagę m.in.:
1. Wiek dziecka.
Badania Ipsos wykazały, że średnie kwoty kieszonkowego w Polsce uzależniamy właśnie od wieku dziecka; 6latek może liczyć na 20zł, 14latek na 40zł, a „starsza młodzież” tuż przed dorosłością – na 80zł.

2. Status majątkowy rodziny
Oczywistym jest, że kieszonkowe dla pociechy nie powinno rujnować domowego budżetu. Jeśli stać Was na wyższe kieszonkowe możecie zacząć naukę gospodarności na wyższych kwotach. Jeśli jednak możecie sobie pozwolić jedynie na symboliczną kwotę – taka też będzie dobra.

3. Otoczenie dziecka.
Teoretycznie nie powinniśmy w życiu oglądać się na innych, jednak wiemy doskonale, jak ogromne znaczenie dla dzieciaków mają ich koledzy. Jeśli nasze dziecko przyjaźni się z dziećmi z mniej zamożnych rodzin, nie wprowadzajmy sztucznego podziału dając mu dużo pieniędzy. Możemy narobić tym więcej szkody niż pożytku. Podobnie działa to w drugą stronę – nasza pociecha chodzi do prywatnej szkoły, gdzie młodzież dysponuje znacznymi kwotami? Jeśli nas stać nie ograniczajmy mu budżetu na siłę tylko po to, by poczuł wartość pieniądza – szybciej pozuje wstyd, że nie pójdzie z kolegami do kina czy na pizzę po szkole bo nie ma za co.

Jak często?

Młodszemu dziecku lepiej dawać mniejsze kwoty, ale częściej. Jeśli zdecydujemy, że chcemy dziecku podarować miesięcznie 20zł, lepiej będzie wypłacać mu co tydzień po 5zł. Jeśli nie powstrzyma się i od razu wyda całą kwotę (no długo po sklepach i tak nie poszaleje ;)), do kolejnej „wypłaty” nie będzie musiało czekać całego miesiąca. Jest wówczas większa szansa, że zapamięta, aby w następnym tygodniu nie wchodzić od razu do pierwszego napotkanego sklepu. Namawiajmy także dziecko, żeby zaraz po otrzymaniu kieszonkowego pewną kwotę wrzuciło do skarbonki – łatwiej od razu odłożyć, niż liczyć, że coś zostanie.

Wydaj na co chcesz, ale…

No właśnie, zawsze jest jakieś „ale”. Dając dziecku pieniądze na jego wydatki godzimy się na to, że wyda pieniądze według własnego uznania. Niemniej jednak pewne zasady powinny obowiązywać, np. jeśli w Waszej rodzinie panuje zasada, że nie bawimy się pistoletami, to nawet za kieszonkowe nie można kupić takiej zabawki. Słodycze jadacie tylko w weekendy? Nadprogramowe słodkości z własnego budżetu dziecko może kupić także tylko w weekend.

Zarobione – docenione

Coś w tym jest, że własnoręcznie zarobioną złotówkę człowiek 2 razy obejrzy zanim wyda. Darowane „łatwo przyszło – łatwo poszło”. Jeśli młody człowiek marzy o czymś, na co nawet odłożenie całorocznego kieszonkowego nie wystarczy, warto zachęcić go do zarobienia paru groszy. Oczywiście nigdy nie płaćmy dziecku za jego standardowe obowiązki! Posprzątanie swojego pokoju nie powinno wiązać się z dodatkową gratyfikacją, ale już posprzątanie garażu czy pomalowanie płotu można wynagrodzić pewną kwotą. Warto też uczyć dziecko przedsiębiorczości – niech zapyta sąsiadów czy nie umyć im auta lub nie wyprowadzać psa w sobotni poranek.

Co ile kosztuje?

Dziecko które orientuje się, ile kosztują różne rzeczy łatwiej zrozumie, że pieniądze należy wydawać rozsądnie. Warto zatem domowy budżet omawiać także w towarzystwie dziecka. Malec z pomocą kalkulatora może sumować wysokość rachunków. Także podczas zakupów w sklepie zachęć go do podliczania wartości koszyka – dzięki temu łatwiej zrozumie, że kolejna gra warta jest często tyle, ile kosztuje zaopatrzenie lodówki dla całej rodziny na kilka dni.

Nauka przez zabawę

Na rynku jest sporo gier, które pomagają w nauce o finansach. Popularne planszówki (np. monopoly) czy aplikacje na tableta w ciekawy sposób podszkolą malucha także z umiejętności inwestowania 🙂

Świnka czy rachunek w banku?

Dla malucha zdecydowanie to pierwsze. Straszakowi warto założyć w banku specjalny rachunek dla dzieci. Dostęp do bankowości elektronicznej, podgląd swoich zasobów i „dorosła” forma zarządzania budżetem na pewno sprawią, że dziecko poczuje się docenione i z większym zaangażowaniem potraktuje projekt „oszczędzanie”.

Patent na ochronę zasobów

Dorosłym czasem zdarza się sięgnąć do „nietykalnych” zasobów. U mnie zdarza się to pod wpływem emocji, promocji, chciejstwa jakiegoś… więc i dzieciom dziwić się nie można, że prędzej czy później będą grzebały w brzuchu świnki, by wydobyć ileś złotych na „to coś”. Dobry patent na ochronę takich zasobów to… obce waluty! Takich pieniędzy nie da się wydać pod wpływem chwili, zanim pofatygujemy się do kantoru, żeby wymienić je na PLN, możemy uznać, że jednak pokusa nie warta jest naruszania oszczędności.

Podwajanie oszczędności

To może być dość kosztowna dla rodzicielskiego portfela metoda, ale warto zaryzykować, jeśli inne metody nie skutkują. Rodzicie mojej rozrzutnej koleżanki zaproponowali jej kiedyś, że na koniec roku podwoję kwotę, którą ona przez rok uzbiera na rachunku oszczędnościowym. Akurat oni nie mieli co podwajać, ale uważam, że to fana nagroda, dla dziecka, które odmawia sobie słodkości i innych drobiazgów bo skrupulatnie zbiera na wymarzoną rzecz. Tylko może kilkulatkowi nie każmy czekać roku 😉

Reszta dla ciebie…

Kiedy Tosiek robi samodzielnie zakupy w sklepie (wtedy ja stoję np. w drzwiach owego sklepu, żeby wózka po schodach nie nosić) zawsze ma ogromną radość, kiedy zostanie reszta bo wie, że coś z tego będzie mogło trafić do skarbonki. Chyba jednak czas przestawić się z „możesz zatrzymać resztę” na konkretną kwotę kieszonkowego.

Zamienimy także porcelanową świnkę na słoik – rosnąca górka pieniędzy może być dla Tośka dobrą motywacją.

Podobno czym skorupka za młodu nasiąknie… Miejmy nadzieję, że tak to działa. Chociaż mój mąż twierdzi, że jako dzieciak zawsze miał dużo pieniędzy, a później… później poznał mnie 😉