Nieposiadanie prawa jazdy w wieku dwudziestu paru lat osobiście traktuję w kategoriach społecznego kalectwa. Trochę w tym masochizmu. Ale najwięcej – niewiadomego źródła głupoty.
I nie mam tu na myśli tych, którzy lejce musieli oddać za miłość do prędkości i hurtowo zbierane punkty, a raczej tych, którzy nigdy nie pofatygowali się aby dokument zdobyć.
Niektórzy tłumaczą to zamiłowaniem do podróży komunikacją miejską. Ponoć 45 minut w autobusie to świetna okazja, aby w drodze do pracy przeczytać kilka stron ulubionej powieści.
Bardzo możliwe. O ile tych trzech kwadransów nie przyjdzie im spędzić, w tłumie rozpychających się jędz i dziadów, z których większość swoje ostatnie mydło kupiło przed 1939r. Na stojąco, z twarzą przyciśniętą do żółtej, tłustej rury, w którą ktoś całkiem niedawno wytarł świeżo wydłubaną z nosa kozę.
A może przejażdżka oko w oko ze zdyszanym grubasem w wieku bliżej nieokreślonym, dumnie szturchającym brzuchem wszystkich wokół przy najmniejszym nawet wyboju? Żul zgłębiający techniki autoerotyzmu na tylnym siedzeniu? Armia bab w charakterystycznych beretach i ich przepełnione chrześcijańską miłością do bliźniego dyskusje o tym, że tej suki, Jagody spod czternastki nie było na ostatnim nabożeństwie? A może cyganka z cyckami przy samej podłodze zwisającymi spod spódnicy i przyssanym do nich tuzinem mini cyganów oraz jej donośne „Dureri cumplite la sanii mei!” wykrzyczane ku niebu? Nie, dziękuję.
Swoją ostatnią podróż autobusem odbyłem parę ładnych lat temu. I specjalnie nie tęsknię. Kilka stron ulubionej powieści czytam po powrocie do domu. Powrót ów trwa 15 a nie 45 minut. Nie mija w towarzystwie śmierdzących troglodytów i ich religijnych problemów ani tym bardziej w towarzystwie zwiotczałego biustu romskiej kobiety.
No dobra, a co z tymi, którzy prawko mają ale nie dorobili się samochodu? To trochę jak z wyjątkowo brzydkimi ludźmi, którzy w portfelu czy torebce noszą prezerwatywę. Niby są przygotowani, ale to nie od nich zależy, kiedy będą mogli sobie pojeździć.
Niedobór uprawnień do prowadzenia pojazdów u ludzi w moim wieku często odbieram też jako „Mnie wozić – owszem. Ja kogoś? – nie wydaję mnie się.” Państwo wygodni, którzy z racji braku uprawnień nigdy nie są brani pod uwagę podczas losowania imprezowego woźnicy.
Jestem nawet w stanie pojąć tok myślenia takiego osobnika, o ile jest chronicznie nawalony. Natomiast absolutnie najniżej w hierarchii stawiam abstynentów bez prawa jazdy. Abstynentów z wyboru, dodam. W każdy piątek takie osoby stają się po prostu zbędne.
Po pierwsze – osobnik taki zajmuje cenne miejsce w imprezowym dyliżansie i denerwuje woźnicę, który chętnie, przecież przesiadłby się na tylną kanapę i otworzył flaszkę. Po drugie – na hasło „Potrzymaj piwo i patrz na to.” jest w stanie odpowiedzieć „To kiepski pomysł, nie rób tego!” zamiast „Haha! Jedziesz!”. Po trzecie – będzie pamiętać każdą z żenujących dyskusji, każde pozbawione sensu stwierdzenie i wszystkie wstydliwe wyznania, jakie na imprezie padną. I wreszcie po czwarte – najpewniej jako pierwszy zacznie marudzić, że czas wracać, bo „przecież już prawie dwudziesta druga”. Socjopatia w pełnym tego słowa znaczeniu.
Zupełnie innym, choć również pogardy wartym gatunkiem są panie, partnerki, żony, które pewnego razu uznały, że prawo jazdy nie jest im do niczego potrzebne, bo przecież facet, partner, mąż zawiezie zawsze i wszędzie. Prędzej czy później skończy się to rozwodem.
Po za tym, dwadzieścia parę lat to wiek, w którym zaczyna się niedołężność, problemy z pamięcią i koncentracją. Zapytajcie dowolnego 18-latka. To wiek, w którym głównym składnikiem diety zostaje Geriavit. I nawet jeśli uda Wam się zdobyć prawko po trzydziestce, najpewniej zostaniecie jednym z tych dziadków w Daewoo, z fotelem kierowcy złożonym w kąt ostry, nosem przyklejonym do przedniej szyby auta i 35km/h na liczniku. Zawsze.
Dlatego apeluję tu i teraz. Panie i panowie, róbcie prawo jazdy jak najwcześniej. Ten niewinny kawałek laminowanego papierka to świetny sposób aby zwiększyć swoją atrakcyjność w oczach partnera, również tego potencjalnego. To sposób na społeczny awans. Na wygrzebanie się z marginesu. I przede wszystkim na pozbycie się etykietki bezużytecznego balastu, którą – gwarantuję – znajomi przylepiają Wam w każdy piątkowy wieczór. Jeśli nie dla siebie – zrób prawko dla innych.